Koniec 52, co dalej?
06.05.2007. Źródło: Risercz własny
W uniwersum DC zawsze brakowało jakichś wielkich wydarzeń i major eventów, które Marvel serwował czytelnikom co roku. Dobra, był kryzys na nieskończonych ziemiach, była oczywiście śmierć Supermana, ale jeszcze nic w świecie peleryniarzy z obu wydawnictw razem wziętych nie przebiło pomysłem 52.
W tym tygodniu Pięćdziesiąt Dwa zostało zakończone. Pytanie brzmi- co dalej?
Dla tych, którzy nie śledzą na bierząco uniwersów DC i Marvela, takie nazwy jak House of M, Civil War, Infinite Crisis czy 52 zupełnie nic nie mówią, a to właśnie te wielkie crossovery w ostatnich dwóch latach namieszały najwięcej w mainstreamowym światku. Dlatego może na początek małe wyjasnienie, czym jest Pięćdziesiątka Dwójka i czym to się je. Postaram się przybliżyć zmieniony świat bez większych spojlerów, choć nie wykluczam, że jakieś pomniejsze się przytrafią.
Infinite Crisis, seria rozpoczęta przez DC pod koniec 2005 roku, spowodowała, że masa czytelników Detective Comics znów, jak po Kryzysie na Nieskończonych Ziemiach, zupełnie zgłupiała. Sama idea multiwersum, w którym ziemia istnieje w nieskończonej ilości wersji, nie jest pomysłem nowym, ale już poprzedni Kryzys udowodnił, ze sami scenarzyści mogą pogubić się w wątkach, gdy akcja prowadzona jest jednocześnie w trzydziestu różnych światach.
Nowszy, "Nieskończony" crossover pomyślany został lepiej. Tym razem fabuła prowadzona jest sprawniej i jaśniej, a wprowadzone do kontinuum zmiany mają wyraźny wydźwięk w dalszej polityce wydawniczej DC (połączenie kilku serii, zawieszenie lub zamknięcie tych słabiej się sprzedających, wyjaśnione poprzez Infinite Crisis). Wszystko pięknie, brak telenowelizacji, smęcenia i ciągnięcia biednej ścieżki fabularnej- szybka, sprawna akcja wydawnictwa, która pomogła porozwiązywać niezamknięte wątki i zająć się masą bohaterów, napłodzonych po Nieskończonych Ziemiach.
Summa summarum, bilans zgonów w tej krótkiej serii, licząc samych tylko znaczących herosów i ich adwersarzy, zamykał się w około 70 postaciach (licząc parę śmierci niepotwierdzonych). Liczba cywili, którzy zginęli podczas przedstawionych wydarzeń, zamyka się w kilku milionach. Ale najlepsze DC zachowało na koniec- niby cały Kryzys się skończył, ale reset uniwersum, który nastąpił po nim, zaskoczył odbiorców. Zdziwiony był każdy, nawet kilku autorów, którzy otrzymali za zadanie narysowanie świata po Kryzysie. Gdzież tkwił problem? Otóż DC wymyśliło sobie, że serie wystartują, ale rok po wydarzeniach z crossovera. To spowodowało wielkie zagubienie czytelników, którzy zadawali sobie mase pytań- "Kim jest ten facet?", "Co w tej grupie robi ta postać?" i tym podobne.
Czyżby wydawnictwo nie miało pomysłu na logiczny reset prowadzonych serii i po prostu poszło na łatwiznę? Nie, plan był bardziej przebiegły i zaskakujący.
Na początku maja 2006 wystartowała seria, wokół której tyle hałasu- 52. Skąd nazwa? A no stąd, iż executive managerzy z DC postanowili podjąć się karkołomnego zadania- publikować zeszyt serii nie co miesiąc, a co tydzień, przez jeden rok, by wyjaśnić, co stało się w ciagu brakujących 365 dni, tudzież 52 tygodni, dzielących Infinite Crisis od historii restartowanych po nim. Zadanie wydawało się niemożliwe do spełnienia, a jednak- co tydzień ukazywał się nowy zeszyt 52, a jakimś cudem ani kreska, ani scenariusz nie cierpiały, pomimo tempa pracy, któremu mało kto by podołał.
Do napisania historii zaprzęgnięto cztery najważniejsze nazwiska wydawcy: Geoffa Johnsa, Granta Morrisona, Grega Ruckę i Marka Waida, których wspomagał dodatkowo Keith Giffen. Efekt był naprawdę ciekawy- zapomniane, traktowane dotychczas po macoszemu postacie stały się osią fabuły i pełnoprawnymi herosami DC, a nie jakimiś odrzutami z trzeciej ligi.
Ignorowany i rzadko pokazywany The Question , wybuchowa mieszanka Rorschacha z Watchmenów i Humpreya Bogarta z Sokoła Maltańskiego, wreszcie dostał szansę, by po latach wejść do panteonu najciekawszych postaci komiksowych. Booster Gold, kolejny gieroj, uważany za odpad i siódmą wodę po kisielu, w 52 gra pierwsze skrzypce, a Starfire, znana wcześniej co najwyżej z tego, że była nieoficjalną dziewczyną Robina III w Teen Titians i przesadzała z samoopalaczem, tym razem dostała od scenarzystów więcej okazji do wykazania się nie tylko kostiumem, który więcej odsłania, niż zakrywa. Żeby było jeszcze ciekawiej, Renee Montoya, która kojarzona była tylko przez fanów Człowieka-Nietoperza dzięki znakomitemu i niedocenionemu Gotham Central, tutaj ma powierzoną jedną z głównych ról. Dla fanów był to szok- oglądali bohaterów, którymi wcześniej nikt sie nie interesował, widzieli w akcji herosów zakutych w peleryny, o których większość już nawet nie pamiętała. I, sadząc po bardzo dobrych wynikach sprzedaży, pomysł chwycił.
Teraz, gdy 52 zakończyło się i wyjaśniło wszystkie zmiany, jakie zaszły w uniwersum DC, wydawnictwo mogłoby spocząć na laurach, bo wymyślony przez nich event to jeden z ciekawszych i jednocześnie spójnych pomysłów w historii komiksowego światka (w przeciwieństwie do kilku totalnych porażek Marvela, z Onslaughtem i Clone Sagą na czele) Chłopaki jednak nie dają sobie chwili odpoczynku, bo już w końcowych tygodniach Pięćdziesiątki Dwójki widać było zwiastuny tego, co szykuje się zaraz potem. Chodzi oczywiście o wydarzenia z World War III, trzeciej wojny światowej, która rozpoczęła się w 50 tygodniu serii i mimo, ze pozornie się zakończyła, to jej następstwa mogą mieć katastrofalne skutki, nie tylko dlatego, że kolejni bohaterowie zostali zlikwidowani w jej trakcie (jakby w Infinite Crisis zgonów było mało).
Ale o tym będziemy mieli szansę przekonać sie za miesiąc, gdy prasy drukarskie wydawcy ostygną od ciągłej pracy nad 52 i serie znów ruszą regularnym cyklem wydawniczym.
Yoghurt
W tym tygodniu Pięćdziesiąt Dwa zostało zakończone. Pytanie brzmi- co dalej?
Dla tych, którzy nie śledzą na bierząco uniwersów DC i Marvela, takie nazwy jak House of M, Civil War, Infinite Crisis czy 52 zupełnie nic nie mówią, a to właśnie te wielkie crossovery w ostatnich dwóch latach namieszały najwięcej w mainstreamowym światku. Dlatego może na początek małe wyjasnienie, czym jest Pięćdziesiątka Dwójka i czym to się je. Postaram się przybliżyć zmieniony świat bez większych spojlerów, choć nie wykluczam, że jakieś pomniejsze się przytrafią.
Infinite Crisis, seria rozpoczęta przez DC pod koniec 2005 roku, spowodowała, że masa czytelników Detective Comics znów, jak po Kryzysie na Nieskończonych Ziemiach, zupełnie zgłupiała. Sama idea multiwersum, w którym ziemia istnieje w nieskończonej ilości wersji, nie jest pomysłem nowym, ale już poprzedni Kryzys udowodnił, ze sami scenarzyści mogą pogubić się w wątkach, gdy akcja prowadzona jest jednocześnie w trzydziestu różnych światach.
Nowszy, "Nieskończony" crossover pomyślany został lepiej. Tym razem fabuła prowadzona jest sprawniej i jaśniej, a wprowadzone do kontinuum zmiany mają wyraźny wydźwięk w dalszej polityce wydawniczej DC (połączenie kilku serii, zawieszenie lub zamknięcie tych słabiej się sprzedających, wyjaśnione poprzez Infinite Crisis). Wszystko pięknie, brak telenowelizacji, smęcenia i ciągnięcia biednej ścieżki fabularnej- szybka, sprawna akcja wydawnictwa, która pomogła porozwiązywać niezamknięte wątki i zająć się masą bohaterów, napłodzonych po Nieskończonych Ziemiach.
Summa summarum, bilans zgonów w tej krótkiej serii, licząc samych tylko znaczących herosów i ich adwersarzy, zamykał się w około 70 postaciach (licząc parę śmierci niepotwierdzonych). Liczba cywili, którzy zginęli podczas przedstawionych wydarzeń, zamyka się w kilku milionach. Ale najlepsze DC zachowało na koniec- niby cały Kryzys się skończył, ale reset uniwersum, który nastąpił po nim, zaskoczył odbiorców. Zdziwiony był każdy, nawet kilku autorów, którzy otrzymali za zadanie narysowanie świata po Kryzysie. Gdzież tkwił problem? Otóż DC wymyśliło sobie, że serie wystartują, ale rok po wydarzeniach z crossovera. To spowodowało wielkie zagubienie czytelników, którzy zadawali sobie mase pytań- "Kim jest ten facet?", "Co w tej grupie robi ta postać?" i tym podobne.
Czyżby wydawnictwo nie miało pomysłu na logiczny reset prowadzonych serii i po prostu poszło na łatwiznę? Nie, plan był bardziej przebiegły i zaskakujący.
Na początku maja 2006 wystartowała seria, wokół której tyle hałasu- 52. Skąd nazwa? A no stąd, iż executive managerzy z DC postanowili podjąć się karkołomnego zadania- publikować zeszyt serii nie co miesiąc, a co tydzień, przez jeden rok, by wyjaśnić, co stało się w ciagu brakujących 365 dni, tudzież 52 tygodni, dzielących Infinite Crisis od historii restartowanych po nim. Zadanie wydawało się niemożliwe do spełnienia, a jednak- co tydzień ukazywał się nowy zeszyt 52, a jakimś cudem ani kreska, ani scenariusz nie cierpiały, pomimo tempa pracy, któremu mało kto by podołał.
Do napisania historii zaprzęgnięto cztery najważniejsze nazwiska wydawcy: Geoffa Johnsa, Granta Morrisona, Grega Ruckę i Marka Waida, których wspomagał dodatkowo Keith Giffen. Efekt był naprawdę ciekawy- zapomniane, traktowane dotychczas po macoszemu postacie stały się osią fabuły i pełnoprawnymi herosami DC, a nie jakimiś odrzutami z trzeciej ligi.
Ignorowany i rzadko pokazywany The Question , wybuchowa mieszanka Rorschacha z Watchmenów i Humpreya Bogarta z Sokoła Maltańskiego, wreszcie dostał szansę, by po latach wejść do panteonu najciekawszych postaci komiksowych. Booster Gold, kolejny gieroj, uważany za odpad i siódmą wodę po kisielu, w 52 gra pierwsze skrzypce, a Starfire, znana wcześniej co najwyżej z tego, że była nieoficjalną dziewczyną Robina III w Teen Titians i przesadzała z samoopalaczem, tym razem dostała od scenarzystów więcej okazji do wykazania się nie tylko kostiumem, który więcej odsłania, niż zakrywa. Żeby było jeszcze ciekawiej, Renee Montoya, która kojarzona była tylko przez fanów Człowieka-Nietoperza dzięki znakomitemu i niedocenionemu Gotham Central, tutaj ma powierzoną jedną z głównych ról. Dla fanów był to szok- oglądali bohaterów, którymi wcześniej nikt sie nie interesował, widzieli w akcji herosów zakutych w peleryny, o których większość już nawet nie pamiętała. I, sadząc po bardzo dobrych wynikach sprzedaży, pomysł chwycił.
Teraz, gdy 52 zakończyło się i wyjaśniło wszystkie zmiany, jakie zaszły w uniwersum DC, wydawnictwo mogłoby spocząć na laurach, bo wymyślony przez nich event to jeden z ciekawszych i jednocześnie spójnych pomysłów w historii komiksowego światka (w przeciwieństwie do kilku totalnych porażek Marvela, z Onslaughtem i Clone Sagą na czele) Chłopaki jednak nie dają sobie chwili odpoczynku, bo już w końcowych tygodniach Pięćdziesiątki Dwójki widać było zwiastuny tego, co szykuje się zaraz potem. Chodzi oczywiście o wydarzenia z World War III, trzeciej wojny światowej, która rozpoczęła się w 50 tygodniu serii i mimo, ze pozornie się zakończyła, to jej następstwa mogą mieć katastrofalne skutki, nie tylko dlatego, że kolejni bohaterowie zostali zlikwidowani w jej trakcie (jakby w Infinite Crisis zgonów było mało).
Ale o tym będziemy mieli szansę przekonać sie za miesiąc, gdy prasy drukarskie wydawcy ostygną od ciągłej pracy nad 52 i serie znów ruszą regularnym cyklem wydawniczym.