Howl no Ugoku Shiro, The Howl's Movigh Castle albo Ruchomy zamek Hauru
Kilka lat temu miałem przyjemność obejrzeć film studia Ghibli w kinie i japońskiej wersji językowej z (polskimi) napisami. Reżyserii tego dzieła podjął się Hayao Miyazaki, a jego tytuł to Howl no Ugoku Shiro, The Howl's Movigh Castle albo Ruchomy zamek Hauru. Odpowiednio są to oryginalny, japoński tytuł filmu; oryginalny, angielski tytuł książki; oraz polski tytuł książki i filmu. Z książką i polką wersją językową też miałem okazję się zapoznać.
Cóż. Nie będę sobą, jeśli nie zacznę od wyrażenia swojego niezadowolenia tłumaczenia i wymowy imienia właściciela tytułowej fortecy w polskiej wersji. W japońskiej transkrypcji fonetycznej z angielskiego zapisanej łacińskimi literami mamy Ha-u-ru. Tak też to wymawiają Japończycy. Cóż, ich język nie jest bogaty w dźwięki. Trzeba zaznaczyć, że w tym przykładzie jest to u zgłoskotwórcze, które odpowiada bardziej polskiemu ł. Wymowa japońskiego r zaś jest dość dowolna, czasami jest zbliżona do polskiego l, czasami jest czymś pomiędzy polskimi l i r. Na koniec dodam, że u na końcu tego wyrazu jest nieme. Po uwzględnieniu tych rzeczy, polska transkrypcja fonetyczna powinna brzmieć Hałl. Wypada jeszcze dodać, że w polskiej wersji językowej można było zrezygnować z transkrypcji fonetycznej i zostawić oryginalne Howl. Polacy okazali się jednak konsekwentni i wymawiają tak, jak piszą.
Tyle mojego użalania się nad tłumaczeniem. Czas na krótkie porównanie filmu z książką. Zacznę od tego, że z powodów technicznych najpierw obejrzałem film, a potem przeczytałem książkę. Książka została wydana w Polsce po przedpremierowym pokazie filmu, na którym miałem okazję być. Właściwie muszę stwierdzić, że są to dość różne dzieła. Szkielet wydarzeń pozostał, imiona bohaterów pozostały. I to by było wszystko. Tak luźnej adaptacji jeszcze nie widziałem.
Fabuły opisywać nie lubię, bo nie lubię psuć przyjemności ludziom z jej oglądania. I nie lubię, jak mi to ktoś robi. Ograniczę się do stwierdzenia, że jest to familijna opowieść dziejąca się w świecie fantasy. Sama fabuła jest w dwóch miejscach trochę niedopracowana. Ale to i tak znacznie powyżej średniej. W dodatku, mimo tych niedociągnięć, wydarzenia układają się w logiczną całość. Relacje między bohaterami są zaś rozbudowane i pozbawione naiwności. Tutaj kończą się wady filmu.
W filmie nie zauważyłem niczego, czego by nie mogło zobaczyć dziecko. A mimo to akcja i relacje między postaciami trzymały mnie w napięciu. W dodatku właściwie nie było tutaj czegoś, co można by było określić mianem dziecinnych momentów.
Jeśli zaś chodzi o animację, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. W tym filmie bardzo wiele zrobiono ręcznie. Tylko w skrajnych przypadkach sięgano po komputery. W dodatku zastosowano sporo animacji komputerowej 2D. Oczywiście postacie były animowane ręcznie. Jedyne, co można by było jeszcze poprawić, to zwiększyć liczbę ramek.
Jeśli zaś chodzi o grę aktorską, japońscy aktorzy pokazali swoją klasę i zagrali bez zastrzeżeń. Do polskich mam niestety wiele zastrzeżeń. Muszę jednak uczciwie przyznać, iż jest to bardzo trudny film do zagrania. Niemniej jednak Muzyka również jest bardzo dobra. Trzyma klimat, a główny motyw wpada w ucho.
Czego chcieć więcej? Ja oceniłem ten film na 9/10. Czyli nie ma się co zastanawiać, a iść go oglądać. Miyazaki udowodnił, że jest jednym z najlepszych filmowców na naszym globie. Ostro jednak zalecam oryginalną ścieżkę dźwiękową z napisami.